sobota, 16 kwietnia 2011

Wiosna.

Rowerek nie mój, kolegi Filipa.

Przyszła wiosna. Wiem to, bo mama w końcu przestała mnie ubierać w te okropne zimowe ciuchy. Miałem już dość tego zimna, tego kombinezonu, czapki i szalika. Niewygodnie mi było w tym chodzić. Teraz mogę śmigać tylko w spodniach i bluzie i jest o wiele lepiej. Cieplutko, ale luźniej.
Od razu oczywiście zaczęliśmy częściej wychodzić na dwór. Muszę przyznać, ze uwielbiam spacery. Mama pozwala mi dużo wchodzić z wózka, mogę zjeżdżać na zjeżdżalni (sam!!!) i szaleć w piasku. To naprawdę miła rzecz, tylko czasami denerwuję się, jak sobie pobrudzę ręce. Teraz jest nawet tak, że jak przynoszę mamie buty, to ona od razu wie, że chcę na spacer. Nie zawsze wychodzimy, ale mama tlumaczy mi dlaczego, więc wszystko jest dobrze.
Mama chciała, żebym ładnie zapozował, ale mi się spieszylo.

Przestałem chodzić do żłobka, bo za dużo chorowałem. Szkoda mi tego towarzystwa, ale cieszę się, że już nie choruję. Teraz szaleję z babcią. Czasami tylko muszę odwiedzić lekarza, ale to z całkiem innych powodów.
Zacząłem w końcu trochę mówić. Ku uciesze mamy, w końcu powiedziałem „mama”. A niech się kobieta trochę pocieszy, skoro już tak często spełnia moje zachcianki i wychodzi ze mną na dwór. No i faktycznie się cieszy. Teraz mówię już „tata” i „mama”, czasami uda mi się „babcia”, ale to już rzadziej. Ćwiczę, więc już wkrótce będę świetnie mówił.

A tu ja i kolega Filip.



1 komentarz: