czwartek, 28 października 2010

Prawie roczek.


Stare zdjęcie, ale podobam się sobie na nim. Mamie też się podobam, bo ma tą fotkę na tapecie w komputerze. Mama też jest na tym zdjęciu, ale stanowczo odmówiła pokazywania się na moim blogu. Na swoim też zresztą się nie pokazuje, ale to już jej problem.
Chodzę do żłobka, to już wiecie. Podoba mi się, chyba że mama zostawia mnie na nieco dłużej, wtedy się trochę denerwuję. No ale mama zawsze w końcu mnie odbiera, więc nie ma strachu. W żłobku panie się ze mną bawią, karmią mnie i są tam inne dzieci, z którymi można się trochę podroczyć albo pobawić. Problem polega na tym, że dzieci są najczęściej zakatarzone. Oczywiście ja od razu wszystko łapię i też kicham, co nie jest miłe. Zaraz po mnie kicha mama, a to ją wkurza już po całości. Po raz kolejny siedzimy w domu, bo pani doktor kazała. Mama odgraża się, że następnym razem będę z glutem chodził do żłobka, bo ona nie może się tak cały czas zwalniać. A czy to moja wina???
Mama to w ogóle strasznie uparta jest. Ostatnio uparła się, że powinienem już chodzić, bo inne dzieci, które ona zna już chodzą. A co mnie interesują  inne dzieci? Mnie się nie chce, nie czuję się pewnie na tych dwóch klocach, które inni nazywają nogami. Owszem, wstaję, nawet dosyć chętnie i lubię popychać różne rzeczy, wtedy jakby chodzę przy okazji, ale wstać na własne nogi bez żadnej podpórki to już nie za bardzo. Pójdę wtedy, kiedy mi się zachce. Jeszcze nie.
Poza tym i mama, i tata cały czas marudzą, żebym coś powiedział Cały czas słyszę : „Powiedz mama./Powiedz tata.” A co ja jestem? Katarynka, żeby cały czas powtarzać tą samą melodię? Rodzice są uparci, ale ja bardziej. Nie będę gadał, bo ktoś mi każe. Jak sobie będę chciał to powiem inne słowo niż banalne „mama” czy „tata”. A co, w końcu się wyedukowałem, już prawie rok jestm tutaj.
No i dochodzimy do sedna sprawy. Za kilkanaście dni stuknie mi roczek. Rodzice są strasznie podekscytowani. No dobra, nie będę udawał, ja też. Nie wiem, czy to coś zmieni jak już skończę rok, ale liczę na jakieś fajerwerki albo przynajmniej wielkiego torta. Mama wprawdzie nie pozwala mi jeść słodyczy, ale chyba na ten jeden raz się wstrzyma z tymi swoimi zapędami i pozwoli sprobować. Bo że kupują to już wiem. Może nawet zlituję się nad nimi i zacznę chodzić albo coś powiem, żeby nie myśleli sobie, że ze mnie taka niemota. Zobaczy się, przemyślę problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz