środa, 28 grudnia 2011

Lato minęło...

No cóż, lato minęło, minęła też jesień, aktualnie mija zima. Znaczy żadna z niej zima, skoro nadal chodzę w jesiennych butach, sanek nie mam, bo mama stwierdziła, że i tak ich nie potrzebuję, a na dworze nie ma nawet tyle śniegu, żeby ulepić rachitycznego bałwanka (nigdy nie lepiłem, ale mam mówi, że to ubaw po pachy, a ja jej wierzę).
Ale nie o tym miało być. Miało być o tym, że przez mamę strasznie zaniedbałem pisanie. Minęło tyle miesięcy, a ona w ogóle nie miała czasu mnie wysłuchać i coś napisać. Dlatego ucieszyłem się, kiedy w końcu stwierdziła, że ma dla mnie chwilę i szybko napisze o tych kilku zaniedbanych miesiącach. No ale co tu napisać w te kilka minut???
Poszedłem do przedszkola, fajnie się tam bawię, ale znowu często choruję, więc trochę mi z tym źle. Najlepiej byłoby chodzić do przedszkola i nie chorować. Miałem kolejne urodziny i dostałem kolejne prezenty, i znowu miałem tort. Znowu dostałem prezenty, tym razem od Mikołaja. Znowu dostałem prezenty, tym razem od gwiazdki. Szaleństwo z tymi prezentami, ale nie narzekam.
Uwielbiam choinkę. Dzięki niej nauczyłem się wielu nowych słówek, bo na choince są bombki, łańcuch i światełka. A to wszystko jest na gałązkach, wiedzieliście? A gałązki mają igły. Fantastyczne.
I koniec czasu :)

środa, 1 czerwca 2011

Lato.

Tak, przyszło lato i jest mi z tym świetnie. Nie muszę się w ogóle ubierać, wystarczy wyskoczyć na dwór w tym, co ma się na sobie. Wyskakuję bardzo często i to też bardzo mi się podoba. Najpierw rano z babcią, a potem po południu z mamą. I tak wlaściwie cały dzień na dworze, z krótką przerwą na drzemkę i obiad. Bo ja ciągle muszę drzemać, choćby pół godziny, inaczej jestem zmęczony i marudny. No ale skoro mama też lubi drzemać, to czego spodziewać się po małym dziecku. Najfajniejsze jest to, że ostatnio drzemię tak:



Ostatnio przyjechała do nas rodzina. Podobno z daleka. Ja tam nie wiem, jak daleko jest daleko. Dla mnie daleko jest do miasta, ale mama mówi, że to jeszcze wiele dalej. A właśnie do miasta zabrała mnie babcia z ciocią i wujkiem. Było super, biegałem po rynku i bawiłem się na placu zabaw, który ktoś (bardzo zmyślny ktoś) własnie tam ustawił z myślą o maluchach, którzy się tam nudzili. Ja się nie nudzę nawet bez placu zabaw, bo po rynku można biegac i biegać, ale w końcu też mam ochotę pojeździć sobie na rączym rumaku czy pozjeżdżać na zjeżdżalni. W ogóle lubię place zabaw, tam jest dużo rzeczy do zabawy.



Ostatnio również odkryłem radość oglądania bajek. Żadne tam dłuższe filmy ani nic takiego, ale taką krótką bajkę chętnie sobie zapodaję, a dokładnie to zapodaje mi tata albo mama. Najbardziej lubię bajki o pociągach i o kotach (może dlatego, że jednego mam w domu i bardzo go kocham). Pociągi są duże i ciekawe, a ostatnio mama kupiła mi ciuchcię i samochód strażacki. Odkryłem, że samochód strażacki też jest duży i ciekawy i lubię się nim bawić. W kąt poszły klocki i inne tego typu zabawki dla dzieci, teraz ważne są tylko auta.


sobota, 16 kwietnia 2011

Wiosna.

Rowerek nie mój, kolegi Filipa.

Przyszła wiosna. Wiem to, bo mama w końcu przestała mnie ubierać w te okropne zimowe ciuchy. Miałem już dość tego zimna, tego kombinezonu, czapki i szalika. Niewygodnie mi było w tym chodzić. Teraz mogę śmigać tylko w spodniach i bluzie i jest o wiele lepiej. Cieplutko, ale luźniej.
Od razu oczywiście zaczęliśmy częściej wychodzić na dwór. Muszę przyznać, ze uwielbiam spacery. Mama pozwala mi dużo wchodzić z wózka, mogę zjeżdżać na zjeżdżalni (sam!!!) i szaleć w piasku. To naprawdę miła rzecz, tylko czasami denerwuję się, jak sobie pobrudzę ręce. Teraz jest nawet tak, że jak przynoszę mamie buty, to ona od razu wie, że chcę na spacer. Nie zawsze wychodzimy, ale mama tlumaczy mi dlaczego, więc wszystko jest dobrze.
Mama chciała, żebym ładnie zapozował, ale mi się spieszylo.

Przestałem chodzić do żłobka, bo za dużo chorowałem. Szkoda mi tego towarzystwa, ale cieszę się, że już nie choruję. Teraz szaleję z babcią. Czasami tylko muszę odwiedzić lekarza, ale to z całkiem innych powodów.
Zacząłem w końcu trochę mówić. Ku uciesze mamy, w końcu powiedziałem „mama”. A niech się kobieta trochę pocieszy, skoro już tak często spełnia moje zachcianki i wychodzi ze mną na dwór. No i faktycznie się cieszy. Teraz mówię już „tata” i „mama”, czasami uda mi się „babcia”, ale to już rzadziej. Ćwiczę, więc już wkrótce będę świetnie mówił.

A tu ja i kolega Filip.



środa, 16 lutego 2011

Zapalenie płuc.

Tytuł nie oddaje treści, ale muszę o tym wspomnieć. Miałem zapalenie płuc. Mama mówi, że ledwo uciekliśmy od szpitala. O nie, teraz już bym nie chciał zostać w szpitalu, chociaż było bardzo niemiło. Miałem kaszel, gorączkę, musiałem brać tony leków, mam musiała mnie oklepywać, miałem inhalacje. Straszne to było, ale przeżyłem. Teraz wszystko jest dobrze, chociaż nie wolno mi jeszcze wrócić do żłobka. Trochę szkoda, ale trudno, wrócę tam wkrótce.
Poza tym mam kilka nowych zębów. Umiem już całkiem nieźle gryźć, o czym mama się doskonale przekonała, kiedy próbowała czyścić mi buzię po inhalacjach. Raczej tego nie lubiłem i zaciskałem buzię, a mama wtedy tak śmiesznie piszczała. Myślałem, że się bawi, wygłupia, ale kiedy w końcu wytłumaczyła mi, że ją to boli, starałem się przestać, Chyba nieźle mi się udawało, bo mama przestała piszczeć.
Dużo już rozumiem i rodzice są ze mnie dumni. Zazwyczaj robię to, o co mama mnie prosi, staram się być grzeczny i to też nieźle mi wychodzi. Poza tym bardzo lubię sam jeść. Spróbowałem w żłobku i bardzo mi się to spodobało. To wielka frajda, kiedy uda mi się równo przytrzymać łyżeczkę i trafić jedzeniem do buzi. Smakuje też o wiele lepiej niż gdyby to samo jedzenie dawała mi mama. Także mama pozwala mi jeść samemu.
Mama teraz siedzi w domu i skarży się, że gdyby nie ta choroba i ta pogoda, to byśmy częściej i na dłużej wychodzili na dwór. Szkoda. Ale pogoda rzeczywiście jest do kitu. Liczyłem na to, że w połowie lutego będzie już wiosna, bo mama mówi, że teraz to klimat szaleje. A tu okazało się, że zima trzyma i nie ma zamiaru odpuścić. Dla mnie jest stanowczo za zimno. Tak jak mama jestem ciepłolubny.
Ostatnio mama w końcu zrezygnowała z dawania mi poduszki i już mnie nie przykrywa żadną kołdrą ani kocem. Tyle się musiałem namęczyć, żeby w końcu to zrozumiała… Cały czas dawałem jasne sygnały, że NIE CHCĘ, a mama nie mogła ich zrozumieć. Czy wyrzucanie poduszki z łóżeczka i ciągłe odkrywanie się naprawdę nic jej nie mówiło? Czasami mam wrażenie, że ta mama jest nieco mniej rozgarnięta niż ja. No ale chce dobrze i to jej się chwali. Teraz śpię dokładnie tak jak lubię, czyli na płasko, bez żadnego przykrycia.
No i najgorsza wiadomość – mama zatrzymała kołyskę. Mówiła, że to przeze mnie, ale ja wiem swoje. Chciałem to się bujałem, a teraz podobno jakieś śrubki zaczęły wychodzić i już nie mogę się bujać. Wieczory są najgorsze, bo jak tu zasnąć bez bujania :(. Jakoś tam sobie radzę, ale swoje niezadowolenie pokazuję niemal codziennie wieczorem. Niech rodzice wiedzą, że ze mną tak łatwo nie pójdzie.

wtorek, 4 stycznia 2011

Nowy rok.


Niedawno ja kończyłem rok i miałem fajną imprezkę, a tu już ktoś inny kończy rok i ma jeszcze większą imprezkę. Wszyscy się bawią, przeżywają, podsumowują. No cóż, jeśli ten ktoś był taki mały jak ja to nie za wiele mają do sumowania. Ja najpierw tylko jadłem mleko i spałem, a potem zacząłem raczkować i chodzić i w sumie to w dużym skrócie tyle. No ale niech im będzie, widocznie tamten ktoś od roczku jakiś ważniejszy był, wszyscy go znają. Ja tam nie będę obchodził urodzin kogoś, kogo nie znam, więc poszedłem sobie spokojnie spać. I to chyba dobrze, bo przynajmniej się wyspałem, a mama to taka niewyraźna była.
Tak poza tym to już chodzenie opanowałem całkiem całkiem i bardzo mi się to podoba. Teraz cały czas chodzę, czasami ganiam się z mamą i jakimś cudem zawsze wygrywam. Może mama jest już nieco starsza i coraz trudniej jest jej chodzić i biegać, bo żeby wygrać z dzieckiem to trzeba mieć naprawdę słabą kondycję. Coraz więcej też rozumiem. Jak mama do mnie mówi to nie jest już tylko jakiś przyjemny dźwięk, ale rozróżniam słowa, a nawet polecenia. Nie zawsze jej słucham, ale to już inna bajka.
Ostatnio dużo choruję i to przyprawia mamę o zawał serca. Na dodatek przyplątała mi się jakaś alergia. Nie wiem co to jest, ale mama mówi, że od tego mam taką suchą skórę. A to nie lubię tego, bo policzki często mnie bolą, a i reszta ciała czasem swędzi. Czyli ta alergia to zło wcielone. Mama mówi, że nie może sobie z tym poradzić i musimy iść do kolejnego lekarza, żeby powiedział, w czym rzecz. Mama wprawdzie narzeka, że na NFZ to gucio stwierdzą, a na prywatne badania kasy brak, no ale spróbować nie zaszkodzi.


wtorek, 23 listopada 2010

I po roczku.


No i minął mi rok życia.
Tak jak podejrzewałam, mama jednak dała mi spróbować tortu. Nie miała wyjścia, sama powiedziała, że to MÓJ tort. No to sobie trochę zjadłem. W żłobku też były ciasteczka na moje urodziny, więc najadłem się słodyczy jak ostatnia kanalia. 
Tak poza tym to nic się nie zmieniło. Nie chodzę, bo nie mam na to ochoty. Szybciej mi przemieszczać się na czworaka, co zresztą robię. Od czasu do czasu stanę na nogach i przejdę się kilka kroków, ale dla mnie to stanowczo za wolno. Jak sobie raczkuję to lecę jak szalony, a jak idę do jakoś tak koślawo i powoli. Dlatego zdarza mi się zrobić kilka kroków, bo to i mama szczęśłiwa, i świat inaczej wygląda, ale chwilę potem spadam na cztery łapy i dalej wędruję po swojemu. Mówić też jeszcze nic nie mówię, bo mi się nie chce. W sumie to straszny ze mnie leń. Mam to chyba po mamie, bo ona też często mówi, że może bym pospał trochę dłużej, bo ona lubi się pobyczyć.
Tak poza tym to wychodowałem sobie kilka nowych zębów. Wszystkie dobrze mi służą, ale faktem jest, że przydałoby się ich jeszcze więcej. Mógłbym wtedy gryźć mięso jak należy, bo jak na razie to mogę tylko pociumkać i połknąć. Na szczęście rodzice o tym wiedzą i dają mi małe kawałki.
Ostatnio jak mama zostawia mnie w żłobku to strasznie chce mi się płakać. W sumie to nie wiem czemu, bo już się przyzwyczaiłem do żłobka, ale łzy jakoś tak same cisną się do oczu. Mama mówi, że to tak tylko póki ją widzę i w sumie ma rację, bo jak już zajmę się zabawkami to od razu jest lepiej. Mimo wszystko teraz trochę bardziej tęsknię za mamą niż kiedyś. Wolałbym, żeby ze mną była cały czas. Mama mówi, że ona też by tak wolała i cały czas wyklina na to jakieś państwo, co jej nie pozwala. No cóż, przyjmuję to na klatę, bo nie mam wyjścia, a z tym państwem to już się policzę, jak dorosnę, bo coś mi się wydaje, że teraz to nie za wiele jestem w stanie mu zrobić.

czwartek, 28 października 2010

Prawie roczek.


Stare zdjęcie, ale podobam się sobie na nim. Mamie też się podobam, bo ma tą fotkę na tapecie w komputerze. Mama też jest na tym zdjęciu, ale stanowczo odmówiła pokazywania się na moim blogu. Na swoim też zresztą się nie pokazuje, ale to już jej problem.
Chodzę do żłobka, to już wiecie. Podoba mi się, chyba że mama zostawia mnie na nieco dłużej, wtedy się trochę denerwuję. No ale mama zawsze w końcu mnie odbiera, więc nie ma strachu. W żłobku panie się ze mną bawią, karmią mnie i są tam inne dzieci, z którymi można się trochę podroczyć albo pobawić. Problem polega na tym, że dzieci są najczęściej zakatarzone. Oczywiście ja od razu wszystko łapię i też kicham, co nie jest miłe. Zaraz po mnie kicha mama, a to ją wkurza już po całości. Po raz kolejny siedzimy w domu, bo pani doktor kazała. Mama odgraża się, że następnym razem będę z glutem chodził do żłobka, bo ona nie może się tak cały czas zwalniać. A czy to moja wina???
Mama to w ogóle strasznie uparta jest. Ostatnio uparła się, że powinienem już chodzić, bo inne dzieci, które ona zna już chodzą. A co mnie interesują  inne dzieci? Mnie się nie chce, nie czuję się pewnie na tych dwóch klocach, które inni nazywają nogami. Owszem, wstaję, nawet dosyć chętnie i lubię popychać różne rzeczy, wtedy jakby chodzę przy okazji, ale wstać na własne nogi bez żadnej podpórki to już nie za bardzo. Pójdę wtedy, kiedy mi się zachce. Jeszcze nie.
Poza tym i mama, i tata cały czas marudzą, żebym coś powiedział Cały czas słyszę : „Powiedz mama./Powiedz tata.” A co ja jestem? Katarynka, żeby cały czas powtarzać tą samą melodię? Rodzice są uparci, ale ja bardziej. Nie będę gadał, bo ktoś mi każe. Jak sobie będę chciał to powiem inne słowo niż banalne „mama” czy „tata”. A co, w końcu się wyedukowałem, już prawie rok jestm tutaj.
No i dochodzimy do sedna sprawy. Za kilkanaście dni stuknie mi roczek. Rodzice są strasznie podekscytowani. No dobra, nie będę udawał, ja też. Nie wiem, czy to coś zmieni jak już skończę rok, ale liczę na jakieś fajerwerki albo przynajmniej wielkiego torta. Mama wprawdzie nie pozwala mi jeść słodyczy, ale chyba na ten jeden raz się wstrzyma z tymi swoimi zapędami i pozwoli sprobować. Bo że kupują to już wiem. Może nawet zlituję się nad nimi i zacznę chodzić albo coś powiem, żeby nie myśleli sobie, że ze mnie taka niemota. Zobaczy się, przemyślę problem.